Niczym w klechdach domowych, podczas spotkań, zjazdów, ognisk, krążyła opowieść. Na północy, pośród puszcz i mokradeł, w dawnych Prusach, ktoś słyszał od kogoś, że tamten zna osobę, której mówiono, iż nocami pohukują … Podobno są to puszczyki, ale może zwyczajne, a może i nie. Tu znaleziono pióro, tam obserwowano pisklęta, jeszcze gdzie indziej widziano dorosłą sowę przemykającą pomiędzy pniami drzew … Legendy? Bajdy? Może bujdy? Zatem wiosną 2012 roku przeszukujemy Mazury, aby odnaleźć, potwierdzić i udokumentować obecność „długoogoniastej” sowy. Wielki rozmach zaplanowanej akcji objął aż dwie Puszcze – Borecką oraz Romincką, a wsparcia udzieliły nadleśnictwa: Gołdap, Czerwony Dwór i Olecko. Noce są zimne, to przedwiośnie jeszcze. Przełom marca i kwietnia, ale towarzyszy nam śnieg, zarówno w lesie, jak i prószący z nieba. Jeziora skute lodem połyskują stalową poświatą. To nie ułatwia poszukiwań, wręcz zniechęca. Kolejne wieczorne i nocne poszukiwania przynoszą obserwację puszczyków, sóweczek i włochatek, ale brak informacji o naszym głównym bohaterze – puszczyku uralskim. Eskapady w ciemnościach kończą się spotkaniami ze Strażą Leśną i Strażą Graniczną, a chęć usłyszenia wreszcie upragnionego pohukiwania gna co poniektórych prawie na terytorium Rosji. W końcu, bowiem nadzieja umiera ostatnia, udaje się usłyszeć głos. Na wabienie odpowiada terytorialny samiec, tuż przy granicy obwodu kaliningradzkiego, w rejonie rezerwatu Mechacz Wielki. Krótko i tylko jeden. Zatem wielka, jasna, sowa jest tutaj obecna, ale bardzo rzadko. W porównaniu z danymi zza rosyjskiej granicy, gdzie puszczyk uralski ma być bardzo częsty, jawi się kolejna zagadka. Dlaczego? Lasy wydają się być idealne dla niego, miejsc do gniazdowania nie brakuje. Nie znamy odpowiedzi i z tym pytaniem, wszyscy szczęśliwie wracamy do domów. Wzbogaceni o nowe znajomości, a także kilkanaście nowych stanowisk sów, zamieszkujących mazurskie puszcze.
2014-02-14