
Deszcze niespokojne… tymi dwoma słowami można określić tradycyjną lubuską zimę i niech nikogo nie zmyli trzydniowy mróz i śnieg, jaki nawiedził nas w ostatnich dniach. Po tej krótkiej pogodowej anomalii wszystko wróciło do normy – chmury, deszcze, wiatry. Jak przystało na najcieplejszy region w Polsce temperatura pod 8°C. Pogoda to dość istotna sprawa, ponieważ montowanie budek na szczycie przewiewnej wieży przy minusowych temperaturach nie należy do najprzyjemniejszych, choć mamy oczywiście domowe sposoby na rozgrzewkę.
W ostatnim odcinku (powoli zaczyna to przypominać „Die Unendliche Geschichte” bardziej znane jako „The NeverEnding Story”) napisałem o trudnościach, na jakie można się natknąć przy montażu budki. Tym razem kilka słów o bezpieczeństwie, które związane jest głównie ze stanem technicznym budynku. Są oczywiście wieże kościelne, po których można biegać, skakać, fikołki robić, jednak wolę skupić się na tych wieżach, przy których przed wejściem wymieniamy między sobą porozumiewawcze spojrzenia… tak delikatnie to ujmując. To na takich budynkach widać „wszystkie chwile wtopione pomiędzy określonymi chwilami”: te bardziej konkretne, jak data montażu dzwonu, ale i te mniej mierzalne jak spróchniała deska. Podejście do obróbki drewna w pierwszej połowie XX wieku było zgoła inne od obecnego i dzięki temu wiele konstrukcji jest w dość dobrej kondycji jak na swój wiek. Niestety przez zaniedbania wiele desek, drabin i belek jest zaatakowanych przez kołatki domowe, a dostająca się do wnętrza woda powoduje butwienie drewna. Dodatkowo w części desek wywiercone są otwory na liny uruchamiające dzwony. To wszystko powoduje, że część schodów i podłogi są osłabione lub wręcz występują braki (czyt. dziury). Wchodząc po schodach czy drabinie w wieży o wątpliwej kondycji należy zachować odległość pomiędzy wchodzącymi osobami. Stopy staramy się stawiać przy połączeniu z belką a nie na środku. Chodząc po poszczególnych piętrach najlepiej stawiać nogi na belkach lub na dwóch deskach tak, aby równomiernie rozłożyć swój ciężar. Ze względu na to, że podłogi mogą być pokryte grubą warstwą np. odchodów, przed wejściem na kolejne piętro, od spodu należy zapamiętać układ belek – wersja dla pamiętających, dla sklerotyków porady nie mamy. Duża ilość odchodów powoduje także brak stabilności podczas wchodzenia. Należy uważać na spłoszone gołębie i inne ptaki. Oczywiście osoby z akrofobią lub/i agorafobią niech lepiej zostaną w ławce kościelnej. W sumie do tego dorzuciłbym alergików na kurz, odchody, pióra, roztocza, bo to wszystko tam na górze jest w ilościach hurtowych. Mamy więc pojęcie jak wchodzić i jakie trudności należy brać pod uwagę montując budki. W kolejnym odcinku będzie o sposobach montażu.
No! Teoria omówiona, a jak wygląda u nas praktyka? Budka w wersji złożonej ma wymiary ok. 80x50x18 cm, w wersji rozłożonej 80x50x50 cm. Waga w zależności od materiału to: 17 kg płyta OSB, 25 kg (lub więcej) deska. Wchodząc po stromych schodach lub w miejscach bardzo wąskich wygodniej jest jednej osobie wnosić budkę w wersji złożonej. Z wersją rozłożoną jest więcej zabawy i tutaj już raczej (choć nie zawsze) muszą działać dwie osoby. Tam, gdzie jest możliwość wciągnięcia budki za pomocą liny jest ok… Często nie ma takiej możliwości z braku liny. Jakby nie było… pierwsze stopnie schodów czy drabiny oglądane są ze szczególną starannością, z zachowaniem tego wszystkiego o czym pisałem powyżej. Z każdym kolejnym stopniem coraz opieszalej sprawdzamy ich stan techniczny. Oddech staje się bardzo głęboki aż do momentu hiperwentylacji powodującej odrętwienie i lekkie otępienie. Gdzieś mniej więcej w połowie wieży mocno odczuwalne jest niedotlenienie mózgu z częściowym zanikiem świadomości, robi się ciemno przed oczami. Wtedy po raz pierwszy przychodzą myśli… po cholerę to wszystko?! Czy nie lepiej biegać za motylkami?! Jedynym marzeniem jest, aby być już na górze! Stan technicznym desek już nas nie obchodzi. Na wysokości 2/3 wieży jedynie przebłyski świadomości i dobijająca się – niczym mucha po zimowym śnie – myśl samobójcy… oby ten kolejny stopień był zbutwiały. Uff, w końcu jesteśmy na górze. Chwila odpoczynku i montaż. Scenariusz dość podobny. Najpierw ostrożnie stąpamy na belkach, po dwóch deskach, aby po chwili biegać po wieży jak wiewiórki nie myśląc, że pod tą spróchniałą deską jest jakieś 20-30 metrów.
W ostatnią sobotę (5 stycznia 2019 roku) zamontowaliśmy kolejne 3 budki dla płomykówki. Pracy przed nami jeszcze sporo. I tym razem mogliśmy liczyć na wsparcie firmy Maszoński-Logistyc, która udostępniła nam przyczepę do transportu budek i sprzętu do ich montażu. Dziękujemy!
Zdjęcia: Zbyszek Miszon, Robert Komorowski, Sławek Rubacha
Tekst: Sławek Rubacha
- Przyciemnianie i zabezpieczanie końcówki korytarza.
- Robert piłoręki.
- I kto tu kogo nagrywa Zbyszek?
- Jeszcze mały wkręcik..
- …i gotowe!
- Budka w całej okazałości.
- Stolarkę okienną mamy w małym paluszku.
- O w tym właśnie paluszku.
- I rzut z góry.
- Na kolejnej wieży nie było już tak przyjemnie.
- Gołębie…wrrrrrrr
- I jak tu znaleźć spróchniałą deskę?
- Kiedyś tu były Niemce.
- Data montażu dzwonu.
- Ostatnie prace tego dnia.
- W tym przypadku musieliśmy całkowicie zmienić otwór wlotowy do budki, aby zmieściła się na parapet.
© 2016 Wszystkie prawa zastrzeżone. Wykonane przez Tru studio